środa, 30 marca 2011

"Król Złodziei" - Cornelia Funke

Tytuł: Król Złodziei
Oryginalny tytuł: Herr der Diebe
Autor: Cornelia Funke
Ilość stron: 335
Wydawnictwo: Egmont

    Dużo wymagałam od tej książki. Szukałam jej długi, długi czas, gdyż jest dzieło pióra wspaniałej pisarki Cornelii Funke, którą niektórzy mogą znać poprzez Atramentową Trylogię. Fabuła mnie nie odstraszała, ponieważ wiedziałam, że pani Funke ma niezwykły dar umiejętności pisarskich i umie przyciągnąć czytelnika. A opowiada mniej więcej o...
     Po śmierci matki dwunastoletni chłopak Prosper i jego pięcioletni brat Bo, stają się sierotami. Ich ciotka Estera Hartlieb chce zaadoptować młodszego chłopca, a starszego oddać do internatu. Chłopcy nie mogą się pogodzić z perspektywą rozłąki i jakimś cudem udaje im się uciec i tak z Berlina wędrują aż do Wenecji - miasta, o którym dużo wiedzieli z opowiadań matki. Niestety, życie bez opiekunów nie jest takie kolorowe i tylko z pomocą innych uciekinierów: dziewczynki Osy, chłopca Riccia, Moscki i tytułowego Króla Złodziei Scipia udaje im się przetrwać w Wenecji dłużej. A tymczasem zatrudniony przez Esterę detektyw ma za zadanie odszukać braci, lecz nieoczekiwanie następuje splot niezwykłych zdarzeń, które ostatecznie doprowadzą ich do Karuzeli Sióstr Miłosierdzia.
      Cóż, choć książka zapowiadała się dobrze, bardzo się rozczarowałam. Nie wyszukałam tego charakterystycznego stylu pisania autorki. Myślę, że po prostu za późno się zabrałam za czytanie tego i kilka lat wcześniej byłabym zachwycona. Cornelia Funke utrzymuje nieco dziecięcy styl pisania, kierowany do nieco młodszych czytelników, choć nie zmienia to faktu, że książka umie wciągnąć. Są momenty, które potrafią chwytać za serce, ale jest pewien minus - fabuła jest baaardzo przewidywalna. Nie trzeba być wyrocznią, by stwierdzić, co się stanie w kolejnych rozdziałach i stwierdzam, że pomysł dobry, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Nie wiem, co to spowodowało - w końcu byłam zachwycona jej książkami i pisała ona cudnie, tak więc myślę, że jedenaście lat temu, kiedy została wydana ta książka, pani Funke nie wyrobiła jeszcze swoich umiejętności.
     Nad fabułą nie ma co się dłużej zastanawiać, bo jest mało skomplikowana. Tak samo jak bohaterowie - autorka nie skupiała się za bardzo nad ich emocjami. Praktycznie nie byłam zbytnio do nich przywiązana, ale najbardziej polubiłam małego Bo. Teraz pozostaje mi kwestia zakończenia. Jak to się właściwie skończyło? Dobrze czy źle? Na pierwszy rzut oka bardziej sielankowego zakończenia być nie mogło, lecz tylko pozornie. Myślę, że ta książka ma jakieś drugie dno, jakiś drugi przekaz i nie jest skierowana tylko do dzieci. Tu nie chodzi o Wenecję, zaczarowaną karuzelę... Tu jest mowa o ulotności dzieciństwa, chęci zatrzymania go na dłużej. Występuje tu paradoks dotyczący dzieci i dorosłych, i właśnie chyba przez tę prawdę wyrobiłam pozytywne zdanie na temat Króla Złodziei.
     Pozornie książka została napisana stylem, przyjmującym się dla linii wiekowej 9-11. Lecz jeżeli nie posiadacie młodszego rodzeństwa, miłującego książki, polecam samym się wgłębić w tą w miarę pozytywną powieść.
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz