piątek, 6 maja 2011

"Sala Samobójców" Jan Komasa

    
      Minęło już trochę czasu, odkąd obejrzałam film pt."Sala Samobójców", ale nadal uważam, że jest to jeden z najlepszych ( jak nie najlepszy ) z polskich filmów, jakie oglądałam. Z pozoru prosta fabuła tworzy skomplikowaną ekranizację, świetnie oddającą klimat polskiej młodzieży.
        Film opowiada o osiemnastoletnim chłopaku Dominiku, który należy do bogatej, dosyć wpływowej rodziny. Wraz z rodzicami chodził na poważne przedstawienia teatralnę, operę, czy bankiety. W szkole jest normalnym nastolatkiem, który niczym specjalnym się nie wyróżniał. Aż do studniówki, kiedy pewien niegroźny incydent zniszczył mu potem życie. Załamany chłopak szuka pocieszenia w internecie, a tam znajduje drogę już tylko do całkowitego upadku.
         Najpierw zacznę o tym, co najbardziej mnie się spodobało, czyli muzyka. Jestem wdzięczna producentom filmu za skład muzyki, jaki stworzyli. Można tu usłyszeć debiutujące polskie zespoły, jak Wet Fingers, klasyki Billego Talenta lub nawet piosenki japońskie. Wszystko idealnie wpasowuje się w klimat historii. Trzeba też uszczególnić na świetną grę Jakuba Gierszała, który niezwykle naturalnie oddał charakter i emocje Dominika. Oglądając, naprawdę widziałam przed sobą polskiego nastolatka, a nie jedynie jego kopię. Myślę, że równie dobrze spisała się Agata Kulesza z Piotrem Pieczyńskim, którzy zagrali zdesperowanych rodziców chłopca. Nieco mniej mnie ujęła nie tyle gra, co postać Romy Gąsiorowskiej - Sylwii. Czegoś mi w niej brakowało, była taka pozbawiona emocji, ale może o to w tym chodziło?
         Jestem dumna, że efekty specjalne nie zniszczyły treści filmu, co się często zdarza ( jak to było w przypadku nieszczęsnego "2012" ).  Reżyser wprawnie wplątywał wątki luźne, by zaraz zszokować widzów jedną, krótką sceną, których nie ma sensu opisywać. Scenariusz jest fenomenalny w odbiorze i bardzo płynny, co jest najważniejsze.
          Oczywiście, to nie komedia. Nie ma co liczyć na jakieś sielankowe sceny z życia maturzystów. Tu naprawdę widać dramat - nie tylko chłopca, jak i jego otoczenia. To coś, w co nie chce nam się wierzyć. To coś, przez co zasyanawiamy się, czy Internet służy złu czy dobru. Jan Komasa stworzył innowacyjny film, dla polskiej filmomatografii. Oby takich dzieł było w polskim showbizie więcej, bo aż się chce drugi raz pójść do kina : )